O dwie sprawy poprosił "w dniu księdza" wiernych świeckich abp Adrian Galbas. - Po pierwsze: abyście się za nas, księży, modlili. A do modlitwy dołóżcie takie zwykłe nas traktowanie. Nie bądźcie ani antyklerykalni, ani klerykalni. Bądźcie normalni - powiedział.
W Wielki Czwartek Adrian Galbas, arcybiskup koadiutor z Katowic, przewodniczył Mszy Wieczerzy Pańskiej w kościele św. Łukasza w Sosnowcu. Duszpasterstwo prowadzą w nim współbracia z jego zgromadzenia - księża pallotyni.
W homilii prosił wiernych świeckich o modlitwę za księży i o to, żeby traktowali ich normalnie. - Bardzo was proszę, bracia i siostry, dzisiaj, "w dniu księdza", o dwie sprawy. Po pierwsze - abyście się za nas, księży, modlili. Módlcie się, bracia i siostry, żebyśmy zawsze jak w dniu naszych kapłańskich święceń tęsknili za Jezusem, żebyśmy Go zawsze kochali, żebyśmy chcieli dla Niego żyć, a jeśli trzeba, to i dla Niego umrzeć. Módlcie się, byśmy rozumieli, że to, co otrzymaliśmy w dniu święceń, nie jest z nas, jak muzyka nie jest z fortepianu, choć przecież fortepian jest potrzebny, aby muzykę usłyszeć! Módlcie się za nas, byśmy mieli świadomość tego, czym jest Msza św. - powiedział.
Nie karmcie nas pochlebstwami
Zacytował św. Alfonsa Liguori: "Cały Kościół nie jest w stanie tak oddać czci Bogu ani wyprosić tylu łask, co jeden ksiądz odprawiający jedną Mszę św. Kapłan, sprawując jedną jedyną Mszę św., w której składa Jezusa Chrystusa w ofierze, oddaje Panu większą cześć, niż gdyby wszyscy ludzie razem wzięci, umierając dla Boga, złożyli Mu ofiarę ze swego życia".
Poprosił też o drugą sprawę: - A do modlitwy dołóżcie takie zwykłe nas traktowanie. Nie bądźcie ani antyklerykalni, ani klerykalni. Bądźcie normalni. Nie traktujcie nas jak święte krowy, którym zawsze trzeba ustąpić miejsca, zawsze trzeba przyznać rację, i przed którymi zawsze trzeba się głęboko skłonić. Nie okadzajcie nas kadzidłem nieszczerych i niepotrzebnych słów, pustego uniżenia, nie karmcie pochlebstwami na wyrost. Ale też nie traktujcie nas jak natrętne owady, od których trzeba się opędzać, czasem ignorować, a czasem je podeptać. Traktujcie nas jak ludzi: kiedy trzeba, to pochwalcie, kiedy uważacie, to podziękujcie, ale też umiejcie skrytykować, zwrócić uwagę, wykazać błąd albo niedopatrzenie. To jest nasz wspólny Kościół, Kościół, w którym mamy jednego Mistrza i Nauczyciela - podkreślił.
Miłość to nie handel wymienny
Mówił też o tym, że Chrystus, zanim na krzyżu umarł z miłości, w czasie ostatniej wieczerzy dał uczniom wymowny przykład konkretnej miłości. - Wstaje od stołu, przepasuje się prześcieradłem i obmywa im nogi. To jest gest szalony! W rodzinach żydowskich nogi obmywał ostatni z niewolników, a jak rodzina była biedna i nie stać jej było na zatrudnienie niewolnika, to nogi obmywał najmłodszy syn. I oto teraz Ten, któremu Ojciec dał wszystko, a któremu Jan Chrzciciel nie był godzien schylić się i rozwiązać rzemyka u sandałów, sam się schyla i robi coś więcej: myje nogi. I może dlatego Judasz zgodził się, by za Chrystusa dano mu 30 srebrników, czyli tyle, ile za niewolnika, skoro widział Chrystusa, który dobrowolnie wypełnia niewolnicze powinności - powiedział.
Stwierdził, że Chrystus dotyka tego, co w człowieku jest najbardziej przyziemne, tego, co styka się z codziennym, powszednim brudem. Oczyszcza to nie tyle wodą i prześcieradłem, co swoją miłością. - I czyni to wobec każdego, także wobec Judasza. Bo miłość to nie jest handel wymienny: "Dam ci, jak ty mi dasz". Nie! W miłości nie ma handlu i nie chodzi w niej o utarg, ale o wielkoduszność. "Dam ci, nawet jak ty mi nie dasz" albo jeszcze dramatyczniej: "Dam ci, nawet jak ty mi zabierzesz". Tak, to jest niesprawiedliwe! Powinno być odwrotnie, oni wszyscy w Wieczerniku powinni Chrystusowi nogi obmywać, ale sprawiedliwość nie może mieć ostatniego zdania na tej ziemi i nie może być ostatnim zawołaniem chrześcijan! Od sprawiedliwości ważniejsza jest miłość. I to "miłość do końca", a więc do ostatniego tchnienia życia, ale i do granic możliwości. Miłość do końca to taka, że już dłużej się nie da kochać i już bardziej się nie da kochać. Tak kocha Chrystus! Doskonale zrozumiała to s. Faustyna, która modliła się: "Jezu, w hostii utajony, moje serce to czuje, chociaż kryją Cię zasłony, Ja wiem, że mnie miłujesz" - wskazał.
Czemu jest nas mniej?
Dodał, że takiej miłości uczy Eucharystia. - Im mniej nas tu będzie i im będziemy tu rzadziej, tym częściej i tym chętniej będziemy innym podstawiać nogi do umycia, tym ochotniej z innych zrobimy swoje sługi, tym natarczywiej będziemy się domagać, by ktoś nas obsłużył, nam zrobił i nam dał - powiedział.
Przytoczył określenie, że chrześcijanin to ktoś, kto żyje według Eucharystii. - Obyśmy umieli tak żyć: według Eucharystii, a nie tylko według własnych pokręconych, egoistycznych reguł. To nie dlatego zmniejsza się liczba obecnych na niedzielnych Mszach, że jest niż demograficzny, że są takie "be-media", że jest laicyzacja i liberalizm, i ateizm, i postpandemia. Nie dlatego, a w każdym razie nie tylko dlatego. Na Mszy jest nas mniej, bo gdy z niej wychodzimy, za rzadko żyjemy według Eucharystii - podkreślił.
Przemysław Kucharczak / Gość Katowicki